|
Plaża nad Pacyfikiem, południowy Tajwan (fot. Paweł Górecki) |
Wszystko zaczęło się od plakatu. Plakat teatralny Wiktora Sadowskiego, zobaczony w Edynburgu. To zmotywowało Tajwankę Wei-Yun do przyjazdu do Polski, mimo, że żadnego polskiego słowa nie znała wtedy. Mając lękliwy charakter, nie przyjechała od razu. Skończyła teatrologię w Londynie, gdzie przeczytała po angielsku dzieła Brunona Schulza. Zakochała się w nim. Zdecydowała się przyjechać, żeby przetłumaczyć Schulza na chiński.
Wędrując po Polsce, w Świętokrzyskim Parku Narodowym spotkała duet „Sol et Luna”. Przez nich poznała Teatr Węgajty. Trafiła do Węgajt na warsztaty kolędowania, grała Kozę. Wróciła do Krakowa, tam poznała przyszłego męża Pawła, który przypadkiem czy nie przypadkiem, też był kiedyś w Węgajtach. Zakochali się, tak jak w wierszu Szymborskiej, od pierwszego (albo nie) wejrzenia. Wzięli ślub. Za jakiś czas urodził się ich syn, Jędrzej.